„Człowiek to brzmi dumnie”  Maksym Gorki. 

Jest w tych słowach zobowiązanie, nie tylko dlatego, że przypisujemy sobie prawo do „zarządzania” światem, ale przede wszystkim dlatego, że bierzemy za niego odpowiedzialność. W każdym wymiarze.

Przenosząc to na nasze małe podwórko organizacyjne, niezależnie od tego czy jest to firma, urząd, szkoła czy sąsiedztwo, bierzemy za nie odpowiedzialność. Na miarę naszej roli i możliwości. Określając swoją rolę w danej sytuacji utożsamiamy się z nią. Staje się ona z biegiem czasu częścią nas. 

I tak np. zatrudniając się w firmie stajemy się pracownikiem. To kategoria, która określa nas na poziomie ogólnym organizacji. W tym rozumieniu zarówno prezes jak i operator maszyn podlegają podobnym prawom i obowiązkom ogólnie przyjętego prawa. Oczywiście nie są one takie same, ale w pierwszej fazie podobne.

Nasz pracownik wchodząc do struktury staje się częścią pewnej grupy w ramach, której zostaje np. specjalistą od czegoś. W tej rzeczywistości buduje nowe elementy swojego obrazu jako PRACOWNIKA. 

Myśli o tym: kim jest, co znaczy dla firmy, jak ważna jest jego praca itd. 

Wszystkie te pytania wiążą się integralnie z oceną siebie, a więc z emocjami. 

Rodzą się one przede wszystkim przez obserwację środowiska, w jakim funkcjonujemy. Przez kontakty i reakcje z jakimi się spotykamy, przez efekty pracy jakie osiągamy. Tych elementów jest mnóstwo,  a jednym z najbardziej kluczowych są nieformalne układy wewnątrz zespołu. 

To one włączają do grupy, dają poczucie „bycia jednym z nas”. Odrzucenie jest jednym z bardziej bolesnych odczuć w świadomości człowieka. W pierwotnych społecznościach osobnik wydalony poza grupę po prostu ginął. 

Organizacja staje się w tej sytuacji środowiskiem, gdzie NOWY będzie szukał swojego miejsca, będzie „badał” grunt sprawdzając czy znajdzie się tam dla niego kawałek wygodnego lokum. Będzie się tam urządzał po swojemu… jeśli nie pozna zasad i zwyczajów panujących w tej społeczności.

I tu wkraczamy w obszar tzw. „starszyzny”, którą w firmie pełni zarząd, a w jego imieniu menedżerowie i dział HR. I to nie tylko wobec nowych osób, ale wobec wszystkich. 

Na marginesie powiem, że starszyzna to nie Babcia i Dziadek, spełniający życzenia wnuczka, ale organ, który odpowiada za dobro całej społeczności. 

Ustalający takie zasady i normy, które będą służyły wzrostowi i przygotują wszystkich członków do najlepszego pełnienia ich ról.

Firma składa się z ludzi. 

Ludzie składają się m.in. z:

– ciała

– umysłu

– uczuć

– temperamentu

– oczekiwań

– potrzeb

Każdy swoich. Jak, więc połączyć ten kalejdoskop w sprawnie działający organizm ? 

Stworzyć ramy systemu społecznego objawiające się w kulturze, zwyczajach, wspólnym budowaniu tradycji. 

W małych firmach ludzi się zatrudnia, bo „już nie dajemy rady” – najczęściej znajomych lub kolegów pracowników. Nikt się specjalnie nie zastanawia nad tym, jak działa system ludzki. Po prostu jakoś jest. Nie ma starszyzny – jest właściciel. On zwykle decyduje – zatrudniam lub nie. Najwyżej się człowieka wymieni.

Jest to kosztowne myślenie. Nie tylko finansowo, lecz także emocjonalnie i czasowo. 

Czasem kosztuje to zbyt wiele. Obie strony. 

Co można zrobić? 

Nauczyć się patrzeć inaczej na firmę. 

Z każdej strony. 

Poczucie, że „FIRMA to JA”, trzeba zastąpić świadomością, że „FIRMA to LUDZIE”. 

I wtedy dopiero zaczyna działać perspektywa „starszyzny” – odpowiedzialność za społeczność, którą budujesz wspólnie ze wszystkimi.

Wiem, nie jest to łatwe. Czy łatwy jest jednak dotychczasowy sposób?

Każdy ma prawo wyboru.